Czy to możliwe, że poglądy polityczne mogą powodować, że jeden pan budzi mój podziw, a inny odrazę? Wygląda na to, że tak. Lecz wierzę, że się mylę.
Obejrzałem dwukrotnie wywiad Konrada Piaseckiego z prezesem Trybunału Konstytucyjnego, prof. Andrzejem Rzeplińskim. Za każdym razem widzę inteligentną, jasną i zatroskaną twarz. Widzę człowieka mówiącego z głębokim namysłem, emanującego mądrością, który – nawet poirytowany niedorzecznymi pytaniami o opcję zerową – nie traci równowagi. Mam wrażenie obcowania z majestatem Rzeczypospolitej.
A potem oglądam kurdupelka, postawionego na żałosnym zydelku, który bredzi coś o wrednej Polsce. Polsce, która nie raczyła go internować; którą trzeba naprawić; która pogrzebała jego brata. I nie mam wrażenia obcowania z majestatem. Przeciwnie. Mam wrażenie obcowania z małością, której zydelek, nawet bardzo wysoki, majestatu nie przyda.